Snorkeling, czyli to co musisz zrobić na Wyspach Gili

Na wyspach Gili nie ma żadnych atrakcji turystycznych. No może oprócz jazdy na rowerze, pływania na supie czy imprezowania. Dlatego każdy kto przyjeżdża na wyspy wybiera się na snorkeling. 


Wyspy Gili otaczają rafy koralowe. A na Gili Air całe dno przy plaży jest wykonane z rafy. Podobno w przeszłości rafa była celowo niszczona i dopiero od niedawna została zostawiona w spokoju. Turyści mogą śmiało pływać z rureczką i oglądać piękne widoki. 





Snorkeling rozpoczął się na Wyspie Gili. To tutaj nocowaliśmy i zamówiliśmy pływanie w ulicznym biurze turystycznym. Taka przyjemność kosztowała nas 100.000- 150.000 IDR za osobę. Snorkeling składał się z 3 stacji. 




Podczas snorkelingu grupa "wycieczkowa" jest oprowadzana po rafie przez przewodnika. Pokazuje on każdemu w które miejsce warto popłynąć, aby zobaczyć najpiękniejsze elementy. Na rafie koralowej w tym rejonie mieliśmy przyjemność obejrzeć roślinność, rybki rodem z "Gdzie jest Nemo" oraz żółwie <3!! Napotkaliśmy parę żółwi pływających niedaleko nas. Niestety przewodnik na siłę chciał pogłaskać jednego z nich. A jak to dzikie zwierzęta - uciekły.




Przewodnik pokazuje grupie 3 "punkty widokowe". Pierwszy z nich znajduje się niedaleko Gili Air. Drugi - tam gdzie zobaczyliśmy żółwie - przy Gili Meno. A ostatni tuż przy brzegu Gili Trawangan.


A jak na "typowego Polaka" przystało udało nam się lekko przyoszczędzić. Po noclegu na Gili Air chcieliśmy przenieść się na kolejną wyspę. I doszliśmy do wniosku - może zapakujemy torby na łódkę i przewodnik wyrzuci nas na ostatnim miejscu pływania? Nie głupi pomysł :) A co najlepsze zgodzili się! Więc podczas gdy my pływaliśmy, nasze rzeczy spokojnie na nas czekały na łódce. I nikt nas nie okradł. Choć miałam wszystkie pieniądze przy sobie. 


Zamek Moszna - pomysł na weekend

Dzisiaj trochę zboczymy z tematu rajskich klimatów. Nie samym możesz człowiek żyje. Czasem siedząc w domu w Polsce też trzeba coś robić. Nie tylko odbębniać codziennie trasę dom-praca. W długi weekend 13-15 sierpnia wybrałam się do opolskiego. Cóż tam można robić pewnie pomyślicie. A jednak coś można. Choć większość długiego weekendu spędziła na grillowanie piersi z kurczaka i spaniu na trawie, w poniedziałek odwiedziłam piękny zamek. Jak z bajki. Zamek Moszna.


Zamek w Mosznej znajduje się 1,20 godziny drogi od Wrocławia, 38 min od Opola i 2 h od Częstochowy. Czyli nie tak daleko ;) Na teren wokoło zamku można wejść z psem. Jupii!
Niedaleko zamku znajduje się darmowy parking. Jednak w wolne dni jest on cały zajęty. Można wtedy korzystać z prywatnych parkingów mieszkańców wsi. Niektórzy z nich za opłatą (my zapłaciliśmy 5 zł) można wjechać na ich posesję i zostawić samochód. 
Wejście na teren okalający zamek jest płatne. Umożliwione jest zwiedzanie wnętrz zamku - jest to jednak dodatkowo płatne.

Teraz zacznijmy od lekkiej dawki historii. Zamek we wsi Moszna został wybudowany w XVII wieku. Pałac spłonął 1896 roku, jednak jego właściciele odbudowali go. Najpierw powstała środkowa część w stylu barokowym. W XX wieku powstała neogotycka wschodnia część, a dopiero później neorenesansowe skrzydło zachodnie.


Zamek w Mosznej był siedzibą rodu Tiele-Wincklerów - potentatów przemysłowych. Urządzali oni w niedalekich lasach polowania. Na jednym z nich pojawił się nawet cesarz Wilhelm III. Po zakończeniu wojny rodzina opuściła zamek, a na jej miejsce wprowadziła się Armia Radziecka. Do roku 2003 w zamku mieścił się Centrum Terapii Nerwic.


Zamek, oprócz samych zabudowań, posiada polanę okalającą go z każdej strony. Jeśli macie całą niedzielę dla siebie - można usiąść na trawie i urządzić sobie piknik z najbliższymi. Oprócz samego trawnika na tyłach zamku znajduje się zabytkowy park udostępniony do zwiedzania. Można się zapuścić wgłąb drzew i odpocząć w ich cieniu na ławeczce.

Aleja lipowa jest parkiem zbudowanym jeszcze przed pożarem zamku. A swoim kształtem nawiązywała do barokowej budowli. Drzew, które zostały posadzone w latach 1771-1854 pozostało aż 29 sztuk. A pozostałe drzewa to pędy starych drzew.



Gili Air wyspa relaksu

A teraz zacznijmy od początku. Po kilkudniowym zwiedzaniu Bali doszliśmy do wniosku, że teraz stawiamy na relaks i odpoczynek. Zarezerwowaliśmy 2 noce na Gili Air za pomocą Booking. 
Na wyspę wybraliśmy się Speed Boutem i to była najlepsza decyzja. Za około 250 tys IDR bus odebrał nas z hotelu i dowiózł do samego portu (Paddangbai), z którego odbijała łódź. Mieliśmy takie szczęście, że nasza łódka miała zadaszone miejsca do siedzenia na dachu. Obsługa serwowała schłodzone piweczko. I zabawiała nas głośną muzyką. Jedna wielka impreza. Podróż trwała mniej więcej do 3 godzin.


Najpierw przybiliśmy do portu na Lomboku, a dopiero do Gili Air. 
Na wyspach Gili nie jeździ się samochodami lub skuterami. Są tak małe, że w godzinę lub dwie można je obejść pieszo. Jedynymi środkami transportu są rowery i konne dorożki. Gdy przybiliśmy do brzegu Gili Air od razu zauważyliśmy dorożkarzy. Na szczęście mieliśmy rzut kamieniem do hotelu, więc przeszliśmy się pieszo.

Tak na prawdę na Gili Air nie ma żadnych atrakcji. To po prostu mała wysepka na krej można odpocząć na plaży jedząc pyszne jedzenie. Trafiliśmy do hotelu, przy którym znajdowała się restauracja prowadzona przez Polaka. I oczywiście było pysznie. Takie hipsterskie wydanie Indonezyjskiej kuchni. Ale o kuchni powiem Wam już kiedy indziej. 
Przez dwa dni po prostu odpoczywaliśmy.


Siedząc tak na pufach zauważyłam, że niedaleko od brzegu na linii horyzontu ładnie łamią się fale. Oczywiście od razu wstałam i zobaczyłam, że lokalni mieszkańcy surfowali na rafie. Podjaraliśmy się lekko i męska część z nas poszła na zwiady jak się tam pływa. Po godzinie chłopaki wrócili pokaleczeni. Okazało się, że fala uderza w zbocze rafy i stojąc w tamtym miejscu już się pokaleczyli. Doszliśmy do wniosku, że jednak pływanie tam jest dla nas zbyt niebezpieczne.

Pod wieczór wybraliśmy się za to na rowerową wycieczkę wokoło wyspy. Specjalnie wynajęliśmy rowery z mega grubymi oponami. Dla frajdy ;)


Pobyt na Gili Air zakończyliśmy snorkelingiem. Ale o tym opowiem już następnym razem ;)
 
Podróż odbyliśmy w okresie 27.04-15.05.2016.

Wyspy Gili. Która najbardziej do Ciebie pasuje?

Wyspy Gili, były naszym drugim przystankiem. Chcieliśmy trochę odpocząć od chodzenia i zwiedzania Bali. Już planując sam wyjazd znaliśmy specyfikę każdej z wysp. I lepiej dowiedzieć się która będzie najlepiej pasować do Waszych planów.
Gili Air to średniej wielkości wyspa. Położona jest najbliżej wyspy Lombok. Jeśli planujecie odpocząć i wychillować, to miejsce idealne dla Was. Nie znajdziecie tam żadnej imprezowni - prędzej regge bar z koncertami na żywo i kelnerem dealerem trawki. Przy brzegu pod wodą kryje się koralowiec, więc jeśli nie macie zahartowanych stópeczek - przydadzą się jakieś gumowe buty.



Gili Meno, to wyspa na której o 22.00 muzyka cichnie. Nic się nie dzieje. Jest najmniejsza z wysepek i najspokojniejsza. Podobno dobrze tam przyjechać z dziećmi. Jest też najdroższą wyspą ze wszystkich trzech. Nie było nam dane ją odwiedzić. Mieliśmy inne priorytety ;)

źródło: flickr
Gili Trawangan wyspa-impreza. Jest to idealne miejsce dla osób, które poszukują dużego wyboru pubów, barów i klubów. Można tam znaleźć wszystko. Od beer ponga po koncert regge. Spędziliśmy tutaj najwięcej czasu. 


Już niedługo napiszę Wam gdzie dokładnie wybraliśmy się podczas naszej podróży.